Jako, że w niedzielę część ekipy rozczarowała się Otmuchowem w pn zaatakowaliśmy Turawę.
Jak się okazało, było warto. Choć sam dojazd okazał się być dość przygodowy - mało nie pchaliśmy ducata z przyczepką za przyczyną kończącego się paliwa.
Po wylądowaniu nad turawą okazało się, że nie ma hardkoru. Zwykłe 25-30km:-( Do tego spore zachmurzenie. Na szczęście po otaklowaniu niebo nieco się rozjaśniło i zaczęło kuć. Równiutko, konkretnie. Jeździliśmy na zestawach 100l+5.2-6.5 przy czym ten ostatni wymiar dotyczy Mariusza a ten zawsze ma wszystko większe;-)
Zasadniczo wchodziliśmy na wodę ok. 14.00 a wracaliśmy cosik po 17.00 i nadal kuło;-) Spot godny polecenia i pewnie nieraz tam zawitamy.